NIEPOWSTRZYMANY
- Marek Krzyżkowski CSsR
- 17 sie 2015
- 6 minut(y) czytania

(Mt 19,16-22) Pewien człowiek zbliżył się do Jezusa i zapytał: Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne? Odpowiedział mu: Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania. Zapytał Go: Które? Jezus odpowiedział: Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego, jak siebie samego! Odrzekł Mu młodzieniec: Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje? Jezus mu odpowiedział: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną! Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.
Kiedy wczoraj w nocy pisałem komentarz do tego fragmentu coś w głębi serca nie dawało mi spokoju. Czułem się jakbym rzucał tylko pewne ogólniki, które mają mało odniesienia do życia. Ten brak spokoju zmusił mnie, by jeszcze raz popatrzeć na te słowa. Do jeszcze głębszego i szerszego popatrzenia na to Słowo zmotywował mnie komentarz pewnej osoby J. (tak się podpisał/a): Spotkałem też osoby, które ‚zaufaj Bogu’ chyba traktowały na zasadzie‚ ktoś inny mi da’. Matematycznie – wszyscy od wszystkich nie dostaną… Ktoś musi pracować, gospodarzyć, kumulować majątek (majątek to ogół praw i obowiązków). No bo co to tak naprawdę znaczy, że mam sprzedać wszystko co mam i rozdać ubogim i że dopiero wtedy będę szczęśliwy. Czy rzeczywiście mam wszystko sprzedać i zostawić to na co ciężko pracowałem przez całe życie? Do czego wzywa mnie Jezus w tych słowach?
Zacznijmy od tego, że Jezus kieruje słowa do człowieka, który przychodzi do Niego z zapytaniem. To pytanie dotyczy przyszłości, dalekiej przyszłości, bo chodzi tu o wieczność. Pytanie to konkretyzuje, co ma dobrego zrobić. To jest takie nam bliskie stwierdzenie – byleby być dobrym człowiekiem, przecież on dobry był. Dobro dla wielu z nas jest wyznacznikiem tego czy ktoś ma szansę na zbawienie czy też nie. Nie ważne czy jeżeli był katolikiem lub deklarował się jako wierzący czy praktykował to co wyznawał, ale czy był dobry. Ten człowiek miał też o sobie (tak sobie jakoś przynajmniej myślę) takie mniemanie, że jest człowiekiem, któremu nic nie można zarzucić. Przestrzega wszystko od młodości, a więc od zawsze. Jest człowiekiem o nienagannym postępowaniu. Powiedzielibyśmy dziś: od młodości jest ministrantem, lektorem, należy do prawie wszystkich wspólnot w parafii i poza nią, nie opuścił żadnego nabożeństwa majowego czy różańcowego nie wspominając już o nowennach, Gorzkich Żalach, Drogach Krzyżowych i wszystkich innych akcji kościelnych. Ma wszystkie pierwsze piątki odprawione i zaliczone wszystkie nabożeństwa pierwszosobotnie. Jeździ na wszystkie pielgrzymki. Co roku jest na Lednicy, rekolekcjach oazowych i oczywiście bierze udział w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Jest na każde zawołanie duszpasterzy. Może nawet poszedł do seminarium. Jest dziś wzorowym księdzem czy bratem zakonnym lub siostrą. Nie opuścił żadnego z punktów wspólnotowych. Nie można zwyczajnie mu nic zarzucić. Dobry, poukładany, pobożny, uczciwy człowiek. Nigdy nikomu krzywdy nie zrobił. Zawsze uczynny i pogodny. Wszystko wykonuje z najwyższą starannością. Czego mi jeszcze brakuje – myślę, że to pytanie stawia Jezusowi bardzo z przekorą, bo przecież nic nie można mu zarzucić i on taki się czuje doskonały wręcz, ale pobożność nie pozwala może mu się tak wywyższać.
Może to jest ktoś dziś taki, któremu bardzo się życie udało. Ma super dobrą pracę – zasłużoną i wypracowaną całym życiem. Ma super wypasiony samochód i extra dom. Oczywiście tworzy piękną rodzinę z cudownie piękną i mądrą żoną i bardzo mądrymi ludźmi. Wszystko to jest efektem wielu włożonych wysiłków. Jest przykładnym człowiekiem w społeczeństwie, mieście czy parafii. Jest wzorem parafianina, człowieka, ojca czy matki.
Może to jest jakiś duszpasterz, który bardzo aktywnie działa w parafii czy szkole. Świetnie prowadzi katechezy i wyśmienicie duszpasterzuje w tych wspólnotach, które zostały mu dane. Mówi takie kazania, że ludzkie serca doznają nawrócenia, a ludzie lgną dzięki niemu do kościoła. Współbracia są wpatrzeni w jego działalność i dla wielu staje się wzorem życia zakonnego czy kapłańskiego. Może to jest jakiś lider wielkiej wspólnoty lub przełożony z darem niesamowitego animowania życia tych, którzy zostali mu powierzeni.
Może to jest jakiś przedsiębiorca czy szef dobrze rozwijającej i funkcjonującej firmy, który wynalazł dobry patent na funkcjonowanie i produkcję danej rzeczy. To co wymyśli i co robi przynosi świetne efekty. Pracownicy dobrze zarabiają i nikt nie czuje się pokrzywdzony. Nic nie można mu zarzucić czy zakwestionować w jego działaniu.
Jezus daje takiemu człowiekowi szokującą odpowiedź, by ten to co miał sprzedał, a to co zarobi, by rozdał ubogim, a wtedy będzie szczęśliwy. Jak to zrozumieć?
Najpierw sprzedać. Nie zawsze musi się to nam kojarzy z bezmyślnym pozbyciem się tego co mam i na co pracowałem całe życie, często w pocie czoła i rezygnując z wielu przyjemności, a nawet dobrych rzeczy. Umieć sprzedać to znaczy pokazać wartość danej rzeczy którą daję pod kupno innych. Dla mnie to dziś może być dowartościowanie tego co mam – dowartościowanie życia, ucieszenie się życiem, rodziną, żoną, dziećmi, ludźmi wśród których pracuję czy żyję. Wielu ludzi poświęca całe swoje życie na pracę, by rodzina mogła godnie i na poziomie żyć, ale nie ma nigdy czasu, by usiąść choć na chwilę ze swoją żoną i doświadczyć radości jaka płynie z małżeństwa. Wielu wyjeżdża na miesiące czy lata z domu, by pracować na rodzinę, ale nie widzi dorastających dzieci. Wielu oddało wszystko, by godnie żyć i straciło wszystko, bo nie miał czasu dla najbliższych. Oni nie potrzebowali kolejnych złotówek tylko ciepła rodzinnego, więc poszli szukać go gdzieś w innym miejscu. Wielu duszpasterzy przeżywa gorycz i wypalenie, bo wszystko oddali w działalność parafii czy wspólnoty. Biegali i robili wszystko, żeby właśnie wszystko działało i funkcjonowało na najwyższych obrotach. Być może tłumy były w tej wspólnocie, ale on nigdy nie znalazł czasu nawet dla jednej osoby, by posłuchać czy porozmawiać. Szczęście nie daje doskonałość, a serce człowieka – które mogę dać i które mogę otrzymać. Sprzedać to, co mam to nie oddać w czyjeś ręce (w tym tu kontekście), ale zobaczyć jaką to ma cenę i wartość i ucieszenie się tym na maxa.
Wreszcie rozdać ubogim, czyli nie zatrzymywać tego dla siebie tylko, ale dzielenie się tym z innymi. Skoro zostałem obdarowany miłością to czemu by się tym nie podzielić z innymi i dać też tym, którzy nigdy jej nie doświadczyli. I przykładów można by tu mnóstwo podawać.
Kariera, dobra praca, szacunek wśród ludzi, dobry zawód, wiedza, wykształcenie i aktywność społeczna to są ważne rzeczy ale nie najważniejsze. Myślę, że w tych słowach chodzi też o to, co dla mnie jest najważniejsze. Czy byłbym w stanie zostawić to wszystko też w kontekście zbawienia. Czy jestem w stanie zrezygnować z tego co dla mnie jest najważniejsze w kontekście zbawienia. Czy mam taką wolność w sobie.
Takim wzorem dzisiaj dla mnie jest święty Jacek, patron dnia dzisiejszego. Dużo można by o nim pisać. Mógł zrobić w życiu wielką karierę, miał szansę zostać biskupem, ale gdy w czasie podróży do Rzymu spotkał św. Dominika to zapragnął zostać żebrzącym zakonnikiem. Spotkał człowieka niesamowicie wolnego i tak wolność tak go zafascynowała. Tylko wolni ludzie pociągają. Tylko prawdziwa wolność buduje i przyciąga innych.
Dziś usłyszałem bardzo mocne słowa: „Żeby otrzymać prezent trzeba wypuścić to co się ma teraz w ręce” (Maciej Chanaka OP). Dzięki temu, że zostawił swoje plany i propozycje innych na jego życie otrzymał coś, co sprawiło, że stał się najszczęśliwszym człowiekiem. Doświadczenie Boga w jego życiu sprawiło to, że choć po ludzku można zobaczyć jego życie w kategoriach przegranych to tak naprawdę został zwycięzcą. Dlaczego? Bo jego skarbem i celem stał się Bóg. Wszystko, co robił to nie robił dla siebie czy żeby inni o nim mówili, ale tylko dla chwały Bożej. Nigdy nie był pierwszy, ale zawsze chciał być drugim, by pierwszym był tylko Bóg.
Święty Jacek nie przywiązywał się do tego, co robił. Miał taki dar niewidzialności do tego, co robił. W to co robił dawał całe swoje serce, ale nigdy nie chciał, by inni chwali go za to, co uczynił. Ciągle był w drodze, ciągle go nosiło. Zakładał wspólnoty, zapalał braci w gorliwości i szedł dalej. I to jest to o czym mówi dziś Jezus. Zrobił w swoim życiu bardzo dużo, ale nie chciał, by to było dla niego, ale dla Boga. To, co czyniło go doskonałym to nie jego perfekcja ale umiejętność zostawiania to Bogu. To nie sukces i powodzenie czyniły go szczęśliwym, ale wolność zostawiania tego wszystkiego, pójścia dalej i zostawienia to Bogu. Jego serce nie wypełniała satysfakcja z działalności, ale Bóg.
Dla mnie ta ewangelia i życie świętego Jacka są taką wskazówką na moje życie. Ciągle coś zaczynam, zakładam, daje pewne idee i zostaje przenoszony w inne miejsce. Gdy wydaje mi się, że mam sposób na prowadzenie wspólnoty słyszę – idziemy dalej. Od św. Jacka uczę się zostawiania to Bogu. Nie jest łatwo. Jest we mnie wiele buntu i często braku akceptacji. Dziś kiedy znów stoję przed kolejną zmianą i kolejną wędrówką w nowe miejsce chcę widzieć życie tego świętego dominikanina i proszę o odwagę zostawienia tego co moje. To wszystko tylko po to, bo chcę zobaczyć, ze Bóg chce mi dać coś większego. On zawsze gdy zabiera to po to, by zaprosić do czegoś większego. Tak wierzę. Bóg nie jest złodziejem więc nic mi nie kradnie, nie zabiera, ale jeżeli dam Mu to, co mam to On zawsze da mi jeszcze więcej. Tylko Bóg potrafi pomnożyć to czym się z Nim podzielę. Nigdy tego nie stracę, co Mu dam. Tylko Bóg jest taki. Nawet gdy dam Mu mało to On uczyni z tego wiele. Wtedy gdy dam Mu wszystko to On da mi tak dużo, że głowa mała. Bóg tylko tak potrafi działać.
Dobrego wieczoru +
Comments