NIKT I 17.09
- Marek Krzyżkowski CSsR
- 17 wrz 2014
- 3 minut(y) czytania

Umarłeś już? Już może Cię już pogrzebali? To słowo więc jest dla Ciebie. Jeżeli masz życie udane, poukładane i szczęśliwe to nawet nie marnuj czasu na czytanie tych słów. Idź dalej cieszyć się życiem!
Zazwyczaj gdy nam jest ciężko, gdy życie nam nam się rujnuje, ziemia nam się rozsuwa – trudno nam zobaczyć Boga w naszym życiu. No, bo przecież gdyby był to ta sytuacja nie miałaby miejsca. Wtedy pytamy raczej gdzie On jest i dlaczego dopuszcza do tej sytuacji. Ewangelia, którą Kościół dziś czytał wyśmienicie pokazuje nam gdzie właśnie wtedy jest Bóg.
(Łk 7,11-17) Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego – jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie płacz! Potem przystąpił, dotknął się mar – a ci, którzy je nieśli, stanęli – i rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię wstań! Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg łaskawie nawiedził lud swój. I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie.
Stała jest rzecz bardzo straszna. Kobiecie, która była wdową umarł syn. Czy może być gorzej? Ona jest wdową, a więc nie ma za co żyć, bo jedynym żywicielem rodziny jest w tych czasach mąż. No owszem ma syna, który być może chwyta się jakiś drobnych prac, by mieli za co żyć – może ubogo, ale zawsze. I nagle umiera ten, który był jakby ostatnią deską ratunku. Ten kondukt pogrzebowy jest marszem ku nicości. Ona idzie z myślą, że to już jest koniec. Tu nawet nie ma nadziei, że jakoś to będzie. Dla niej to jest zupełny koniec. Ten tłum idący za nią to pewnie bardziej ludzie ciekawscy co dalej zrobi ta wdowa. A może to ludzie kpiący z niej i z jej losu. Nie wiem czy może być gorzej. Ona staje wobec sytuacji śmierci, ale nie tyle syna co swojej. I co wtedy się dzieje? Przychodzi nagle, niespodziewanie Jezus. Co robi? Użala się nad wdową, czyli może płacze. On widzi jej nędzę i płacze. Znasz takiego Jezusa, który płacze nad niedolą człowieka? On jest właśnie taki.
Stawiam sobie pytanie dlaczego umarł ten syn? Myślę, że diagnozę można wysnuć po gestach, które czyni Jezus. Najpierw dotyka mar, odzywa się do niego i oddaje go matce. On uzdrawia w nim to co umarło. Dotyka się mar. Przecież dotykanie ciała umarłych, a tu ewangelista nawet mówi, że to są mary, czyli nawet to co niosą być może nie przypomina człowieka powoduje zaciągnięcie kary/ grzechu na siebie. Może on przez swoją młodość czuł się jak mar. Być może czuł się jak trup. Nie miał nikogo. Może matka też traktowała jako robotnika, który przynosi pieniądze do do domu. On w życiu potrzebował czegoś więcej. Samotność, brak drugiego człowieka, brak zwykłego dotyku, czułości czy miłości sprawiła, że umarł. Nikt do niego nawet się nie odzywał. Żył jak cień. Może kolejnym powodem też była relacja w domu. Może mama nie przyznawała się do niego. Może się go wyrzekła. Tam coś musiało być na rzeczy. Jezus to wszystko uzdrawia i oddaje go matce, jakby w geście – to jest twój syn.
Nigdy nie jesteśmy sami. Nigdy nie jesteśmy pozostawieni na pastwę losu. Gdy idziemy w stronę przepaści w naszym życiu to zawsze pojawia się Jezus. On dotyka tego co we mnie już umarło. Jezus nie brzydzi się nigdy mną i tym co we mnie już cuchnie. On nie brzydzi się mojego grzechu. Dotyka tego, nazywa go po imieniu. Podnosi mnie. On nie każe mi samemu powstać. On mnie podnosi, bierze za ręce, rozmawia ze mną. On wchodzi w tym moim grzechu w relację ze mną. Pochyla się nade mną. Płacze ze mną. Jezus płacze ze mną w moim upodleniu. I oddaje matce, czyli zapewnia mi bezpieczeństwo, czułość, miłość. On zawsze da mi najbardziej odpowiednią osobę przy której będę się czuł bezpiecznie. To jest Jezus. To jest mój Bóg.
Comments